Dla jednych może to być wspaniała wiadomość dla innych może nie. No cóż mówi się trudno i idzie się dalej. A więc moi kochani postanowiłam na razie zakończyć swoją wesołą twórczość i zająć się czymś bardziej pożytecznym. Widząc, że i tak mało osób tutaj zagląda postanowiłam dać sobie czas i odpocząć od tego. Może kiedyś wrócę. Mam taką nadzieję, na chwilę obecną nic publikować nie będę, ale pisania nie zaprzestanę i będę raczej pisać dla siebie na komputerze. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i jak namyślę się do powrotu to przyjmiecie mnie z otwartymi ramionami.
Wesoła i zawsze uśmiechnięta autorka tych durnych opowiadań
Marta znana pod pseudonimem Jewelka
"Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć."
niedziela, 23 lutego 2014
czwartek, 20 lutego 2014
Rozdział 2 1\2
Stojąc przy barze ze śmiechem patrzyłam na Nialla, który patrzył się na barmankę jak ciele w malowane wrota. Nagle dziewczyna odwróciła się do nas przodem, a chłopak puścił buraka.
- Co podać? - pytając z dziwnym akcentem puściła do mnie oczko.
- 3 kieliszki czystej, jeden kieliszek wypełniony wodą i sok pomarańczowy - wyrecytowałam nadal w szoku. Na dotyk ręki Horana od razu oprzytomniałam i spojrzałam na niego - Czy mi się to zdawało? - zapytałam z nadzieją.
- Raczej nie - powiedział smutno, patrząc na rudowłosą, która nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Ratuj - pisnęłam cicho do jego ucha.
- Proszę - słysząc głos barmanki szybko się wyprostowałam i chwyciłam za szklankę i kieliszek z wodą, zostawiając resztę Horankowi szybko ruszyłam w stronę naszego stolika.
- To było chore - podsumowałam całe zajście i podając Liamowi sok, zatrzymałam kieliszek sobie.
- Zgadzam się z tobą - potwierdził Niall i dając reszcie po kieliszku stanął i uniósł kieliszek do góry - Party Hard czas zacząć - krzyknął, po czym stukając się kieliszkami wypiliśmy wszystko duszkiem.
- Co podać? - pytając z dziwnym akcentem puściła do mnie oczko.
- 3 kieliszki czystej, jeden kieliszek wypełniony wodą i sok pomarańczowy - wyrecytowałam nadal w szoku. Na dotyk ręki Horana od razu oprzytomniałam i spojrzałam na niego - Czy mi się to zdawało? - zapytałam z nadzieją.
- Raczej nie - powiedział smutno, patrząc na rudowłosą, która nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Ratuj - pisnęłam cicho do jego ucha.
- Proszę - słysząc głos barmanki szybko się wyprostowałam i chwyciłam za szklankę i kieliszek z wodą, zostawiając resztę Horankowi szybko ruszyłam w stronę naszego stolika.
- To było chore - podsumowałam całe zajście i podając Liamowi sok, zatrzymałam kieliszek sobie.
- Zgadzam się z tobą - potwierdził Niall i dając reszcie po kieliszku stanął i uniósł kieliszek do góry - Party Hard czas zacząć - krzyknął, po czym stukając się kieliszkami wypiliśmy wszystko duszkiem.
***
Czują promienie słońca na policzku, powoli otworzyłam powieki. Powstrzymując ziewanie, przeciągnęłam się i odwróciłam się na drugi bok. Widząc pogrążonego w głębokim śnie Nialla uśmiechnęłam się delikatnie i uważając, żeby go nie obudzić powoli wstałam z łóżka. Zostawiając go w takim stanie, poszłam cicho do łazienki.
***
Patrząc na ciemny ekran, ponownie zanurzyłam się we wspomnieniach, które mi pozostały. Ostatnim wspomnieniem z dzieciństwa przed przybyciem tutaj jest to jak jakaś piękna kobieta zostawia mnie u jakiejś dziewczyny, potem ta dziewczyna mówi mi, że moja rodzina zginęła w wypadku samochodowym. Kolejnym wspomnieniem jest gorąco i oślepiający blask ognia. Nadal czuje ten paraliżujący strach i uczucie bezradności. Zamykając oczy ponownie zanurzyłam się w tym bólu, słysząc jednak odgłos kroków na schodach szybko otworzyłam oczy i przyklejając na usta sztuczny uśmiech, zamknęłam pamiętnik tym samym chowając rysunek, który otwiera tą bolesną ranę.
- Ale mnie głowa boli - widząc zmizerniałą postać przyjaciela wybuchnęłam prawdziwym śmiechem.
- No ja myślę - nadal chichocząc ruszyłam w stronę kuchni.
- Aż tak źle było?? - zapytał siadając na krześle barowym przy wyspie
- Nie no coś ty, tylko zrobiłeś sobie z chłopakami wyścigi kto więcej wypije - szykując mu miksturę Jeremiego wywróciłam oczami.
- A wygrałem chociaż? - zapytał biorąc ode mnie szklankę.
- Wygrałeś - potwierdziłam uśmiechając się na widok jego obrzydzonej miny - Wypij od razu - poradziłam.
- Yhym - mruknął po czym krzywiąc się wypił wszystko na raz - ohyda - skwitował kładąc szklankę na blat.
- Nie no coś ty sama pychotka - kładąc głowę na zimnym blacie spojrzałam na blondyna - To dzisiaj ma się rozumieć siedzimy cały dzień w domu?
- O kurwa - krzyknął nagle podrywając się na równe nogi.
- Co znowu? Tylko nie mów że chce ci się rzygać - uniosłam głowę do góry.
- Zapomniałem, że Greg przyjechał i chciał się z nami spotkać - mówiąc to klepnął się lekko w czoło.
- No to idę się przebrać i idziemy do ciebie - klepiąc go w ramię poszłam do siebie, gdzie szybko się przebrałam i gotowa do drogi zeszłam na dół, gdzie blondyn już czekał na mnie gotowy.
Przepraszam chciałam coś dla was napisać i próbowałam, ale wyszło tylko takie coś. Postaram się lepiej obiecuje ;)
środa, 5 lutego 2014
Rozdział 1
- Skarbie pospiesz się - słysząc po raz kolejny nawoływania Nialla z pokoju uśmiechnęłam się pod nosem.
- Kotek poczekaj jeszcze chwilkę - odkrzyknęłam poprawiając pasek spódnicy.
- U ciebie chwila to jak chiński rok - krzyknął sfrustrowany, po czym klapnął chyba na łóżko sądząc po dźwiękach dochodzących z pomieszczenia obok.
- Gotowe i jak - stając przed nim zaczęłam kręcić się dookoła.
- Jak zawsze ślicznie, a teraz chodź - podekscytowany złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
- Nieller ty wiesz, że wpuszczają tam o każdej porze - zapytałam jeszcze ze śmiechem.
- Tak, ale w końcu chcę zaszaleć.
- Przyznaj się idziemy tam tylko dlatego, że za barem stoi Jessica - powiedziałam rozbawiona przekręcając oczami.
- Nie no skąd - odparł mój przyjaciel cały czerwony - Ale tak poza tym dzisiaj mamy się spotkać w końcu z Liamem, Harrym i Jane. - powiedział szybko wyciągając mnie z pokoju i ciągnąc w stronę schodów.
- Niall znam cię - nie umiejąc powstrzymywać się dłużej zachichotałam pod nosem - A tak poza tym śliczna jest i te jej rude włosy.
- Nie rude tylko miedziane i nie śliczna tylko przepiękna - powiedział rozgniewany a ja wybuchnęłam głośniejszym śmiechem.
- Wpadłeś na całego Kochanie - głaszcząc go z czułością po policzku, oderwałam rękę od jego twarzy po czym zbiegłam po schodach na dół - Kto ostatni ten świnia - krzyknęłam jeszcze i ze śmiechem wpadłam na drewniane drzwi wejściowe.
- To nie było fair - mruknął niezadowolony blondynek po czym zaczął wciągać na stopy buty.
- Ojej Niallerek zaraz się rozpłacze - powiedziałam udając, że płaczę.
- Zołza - zaśmiał się po czym pomógł mi wciągnąć na ramiona płaszcz.
- Kochanie nie martw się mamy to rodzinnie - wystawiłam mu język po czym nabrałam powietrza w płuca i się wydarłam w głąb domu - Wychodzimy!! - Trzaskając drzwiami wyszliśmy na dwór i przepychając się na ulicy ruszyliśmy w stronę klubu "Merkury".
- Niall przestań - puszczając przyjacielowi kuksańca w bok starałam się go odciągnąć od przepięknej barmanki.
- Ale o co ci chodzi - Fuknął zdenerwowany.
- Czekają na nas - powiedziałam wywracając oczami - Ale ty leć do niej, no co tu jeszcze robisz leć. Zrób z siebie błazna, ośmiesz się tylko pamiętaj ja ci nie pomogę - wkurzona odeszłam kawałek od niego i zaczęłam poszukiwać wzrokiem znajomych sylwetek przyjaciół. Nagle poczułam jak ktoś przytula mi się do pleców.
- Wybaczysz mi - słysząc słodki przepraszający ton Horana westchnęłam głęboko.
- A ty mi?? - zapytałam zamykając oczy.
- Ale co mam ci wybaczyć to, że powiedziałaś samą prawdę.
- Nie Niall to, że powinnam ci pomagać zdobyć tą dziewczynę, a nie cię ganić - mówiąc to odwróciłam się do niego przodem.
- Skarbie przecież mnie wspierasz - mówiąc to przytulił mnie mocno do siebie - A teraz chodź do tamtych dzikusów.
- Ale ja nie wiem gdzie oni siedzą - mruknęłam drapiąc się nerwowo w kark.
- To spójrz tam - podążając wzrokiem za jego palcem wybuchnęłam śmiechem. Otóż nasi kochani przyjaciele siedzieli przy stoliku w kącie i machali do nas jak idioci.
- No to idziemy - łapiąc blondyna z rękę zaczęłam się przepychać w tłumie.
- A kogo my tu widzimy? - krzyknął na nasz widok Liam podnosząc się z kanapy.
- Bliźniaki w końcu dotarły - powiedziała ze śmiechem Jane przytulając nas naraz.
- Was też miło widzieć - powiedziałam ze śmiechem przytulając się z Harrym i Liamem.
- A tak poza tym czemu bliźniaki? - zapytał ze śmiechem Niall siadając na kanapie.
- Jak to dlaczego? - zapytał Harry robiąc dla lepszego efektu przerwę - przecież wy jesteście identyczni. Lubicie to samo, urodziliście się tego samego dnia i roku i zawsze trzymacie się razem. Jak nie bliźniaki to para - podsumował Harry, po czym dla lepszego efektu upił łyk piwa z kufla.
- Debile - wywracając oczami spojrzałam na Horana który siedział naprzeciwko mnie - Chociaż może coś w tym jest - powiedziałam ze śmiechem.
- Tak to, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - podsumował Niall i spojrzał w głąb lokalu.
- A kogo my tu mamy? - zapytał szyderczo jakiś chłopak podchodząc do naszego stolika i opierając ręce na nim - Mała Jane - zaszydził. Na jego słowa dziewczyna drgnęła.
- A kogo my tu mamy? - zapytałam takim samym tonem jak on - Kolesia, który uważa, że jest fajny i może podejść do tego stolika - kończąc swoje słowa posłałam mu sztuczny uśmiech - A teraz bądź taki miły i odejdź twoja audiencja się skończyła - Niezadowolony chłopak sapnął coś pod nosem po czym odszedł.
- Nie musiałaś - szepnęła dziewczyna.
- Musiałam - odpowiedziałam szeptem po czym wstałam z kanapy - To co idę zamówić Driny - mówiąc to posłałam towarzyszom szczery uśmiech.
- Pójdę z tobą - powiedział szybko Niall.
- Na to właśnie liczyłam - puszczając mu oczko ruszyłam w stronę baru....
- Kotek poczekaj jeszcze chwilkę - odkrzyknęłam poprawiając pasek spódnicy.
- U ciebie chwila to jak chiński rok - krzyknął sfrustrowany, po czym klapnął chyba na łóżko sądząc po dźwiękach dochodzących z pomieszczenia obok.
- Gotowe i jak - stając przed nim zaczęłam kręcić się dookoła.
- Jak zawsze ślicznie, a teraz chodź - podekscytowany złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
- Nieller ty wiesz, że wpuszczają tam o każdej porze - zapytałam jeszcze ze śmiechem.
- Tak, ale w końcu chcę zaszaleć.
- Przyznaj się idziemy tam tylko dlatego, że za barem stoi Jessica - powiedziałam rozbawiona przekręcając oczami.
- Nie no skąd - odparł mój przyjaciel cały czerwony - Ale tak poza tym dzisiaj mamy się spotkać w końcu z Liamem, Harrym i Jane. - powiedział szybko wyciągając mnie z pokoju i ciągnąc w stronę schodów.
- Niall znam cię - nie umiejąc powstrzymywać się dłużej zachichotałam pod nosem - A tak poza tym śliczna jest i te jej rude włosy.
- Nie rude tylko miedziane i nie śliczna tylko przepiękna - powiedział rozgniewany a ja wybuchnęłam głośniejszym śmiechem.
- Wpadłeś na całego Kochanie - głaszcząc go z czułością po policzku, oderwałam rękę od jego twarzy po czym zbiegłam po schodach na dół - Kto ostatni ten świnia - krzyknęłam jeszcze i ze śmiechem wpadłam na drewniane drzwi wejściowe.
- To nie było fair - mruknął niezadowolony blondynek po czym zaczął wciągać na stopy buty.
- Ojej Niallerek zaraz się rozpłacze - powiedziałam udając, że płaczę.
- Zołza - zaśmiał się po czym pomógł mi wciągnąć na ramiona płaszcz.
- Kochanie nie martw się mamy to rodzinnie - wystawiłam mu język po czym nabrałam powietrza w płuca i się wydarłam w głąb domu - Wychodzimy!! - Trzaskając drzwiami wyszliśmy na dwór i przepychając się na ulicy ruszyliśmy w stronę klubu "Merkury".
- Niall przestań - puszczając przyjacielowi kuksańca w bok starałam się go odciągnąć od przepięknej barmanki.
- Ale o co ci chodzi - Fuknął zdenerwowany.
- Czekają na nas - powiedziałam wywracając oczami - Ale ty leć do niej, no co tu jeszcze robisz leć. Zrób z siebie błazna, ośmiesz się tylko pamiętaj ja ci nie pomogę - wkurzona odeszłam kawałek od niego i zaczęłam poszukiwać wzrokiem znajomych sylwetek przyjaciół. Nagle poczułam jak ktoś przytula mi się do pleców.
- Wybaczysz mi - słysząc słodki przepraszający ton Horana westchnęłam głęboko.
- A ty mi?? - zapytałam zamykając oczy.
- Ale co mam ci wybaczyć to, że powiedziałaś samą prawdę.
- Nie Niall to, że powinnam ci pomagać zdobyć tą dziewczynę, a nie cię ganić - mówiąc to odwróciłam się do niego przodem.
- Skarbie przecież mnie wspierasz - mówiąc to przytulił mnie mocno do siebie - A teraz chodź do tamtych dzikusów.
- Ale ja nie wiem gdzie oni siedzą - mruknęłam drapiąc się nerwowo w kark.
- To spójrz tam - podążając wzrokiem za jego palcem wybuchnęłam śmiechem. Otóż nasi kochani przyjaciele siedzieli przy stoliku w kącie i machali do nas jak idioci.
- No to idziemy - łapiąc blondyna z rękę zaczęłam się przepychać w tłumie.
- A kogo my tu widzimy? - krzyknął na nasz widok Liam podnosząc się z kanapy.
- Bliźniaki w końcu dotarły - powiedziała ze śmiechem Jane przytulając nas naraz.
- Was też miło widzieć - powiedziałam ze śmiechem przytulając się z Harrym i Liamem.
- A tak poza tym czemu bliźniaki? - zapytał ze śmiechem Niall siadając na kanapie.
- Jak to dlaczego? - zapytał Harry robiąc dla lepszego efektu przerwę - przecież wy jesteście identyczni. Lubicie to samo, urodziliście się tego samego dnia i roku i zawsze trzymacie się razem. Jak nie bliźniaki to para - podsumował Harry, po czym dla lepszego efektu upił łyk piwa z kufla.
- Debile - wywracając oczami spojrzałam na Horana który siedział naprzeciwko mnie - Chociaż może coś w tym jest - powiedziałam ze śmiechem.
- Tak to, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - podsumował Niall i spojrzał w głąb lokalu.
- A kogo my tu mamy? - zapytał szyderczo jakiś chłopak podchodząc do naszego stolika i opierając ręce na nim - Mała Jane - zaszydził. Na jego słowa dziewczyna drgnęła.
- A kogo my tu mamy? - zapytałam takim samym tonem jak on - Kolesia, który uważa, że jest fajny i może podejść do tego stolika - kończąc swoje słowa posłałam mu sztuczny uśmiech - A teraz bądź taki miły i odejdź twoja audiencja się skończyła - Niezadowolony chłopak sapnął coś pod nosem po czym odszedł.
- Nie musiałaś - szepnęła dziewczyna.
- Musiałam - odpowiedziałam szeptem po czym wstałam z kanapy - To co idę zamówić Driny - mówiąc to posłałam towarzyszom szczery uśmiech.
- Pójdę z tobą - powiedział szybko Niall.
- Na to właśnie liczyłam - puszczając mu oczko ruszyłam w stronę baru....
środa, 29 stycznia 2014
Prolog
15 lat temu.....
- Mamusiu boję się - słysząc cichutki szept córeczki kobieta poczuła jak jej serce się kurczy, a do oczu napływają łzy.
- Nie ma czego kochanie - szepnęła kucając przed dziewczynką - Zaraz wszystko się ułoży - składając na jej czółku delikatny pocałunek poczuła jakby ktoś wyrywał jej duszę. Zamykając udręczone oczy, wzięła głęboki oddech po czym wstała z kucek i wzięła dziewczynkę za rękę. Podchodząc pod budynek poczuła nagły przypływ zimna. Chwytając spazmatycznie powietrze zapukała do drewnianych drzwi, które zaraz stanęły otworem.
- A to ty - powiedziała około 27 letnie kobieta - Czekaliśmy na ciebie z Tomem.
- Pamiętasz jaka była umowa? - zapytała kobieta ściskając mocniej rączkę córeczki.
- Pamiętam - odparła druga kobieta zimno - Przechowujemy waszą córkę pół roku, po czym wy ją odbieracie.
- Właśnie - potwierdziła kobieta, po czym ponownie kucnęła przed dziewczynką - Kochanie pamiętaj zawsze będziemy cię z tatusiem i Alexem kochać - powiesiła na szyi dziewczynki mały złoty wisiorek w kształcie serduszka- Kochamy cię dlatego chcemy zadbać o twoje bezpieczeństwo. Pójdziesz teraz z ciocią Sarą dobrze.
- Dobrze - szepnęło dziecko ze łzami w oczach.
- Choć Maribello - powiedziała Sara, po czym zabrała dziecko matce - Tak będzie lepiej. Za pół roku spotkacie się ponownie...... Tylko nikt nie przewidział tego, że niebezpieczeństwo czaiło się w każdym rogu i kiedy wybuchnął pożar u Sary i Toma, córka Christiny i Michaela zamieszkała z siostrą Christiny Amalią. Nikt jej tam nie szukał, ponieważ zrozpaczeni rodzice myśleli, że dziewczynka zginęła w pożarze. A co jest dzisiaj? Dzisiaj ta dziewczynka ma 18 lat i ma problemy jak każdy, ale to nie o to tutaj chodzi. Witajcie w moim świecie Ludziska.....
- Mamusiu boję się - słysząc cichutki szept córeczki kobieta poczuła jak jej serce się kurczy, a do oczu napływają łzy.
- Nie ma czego kochanie - szepnęła kucając przed dziewczynką - Zaraz wszystko się ułoży - składając na jej czółku delikatny pocałunek poczuła jakby ktoś wyrywał jej duszę. Zamykając udręczone oczy, wzięła głęboki oddech po czym wstała z kucek i wzięła dziewczynkę za rękę. Podchodząc pod budynek poczuła nagły przypływ zimna. Chwytając spazmatycznie powietrze zapukała do drewnianych drzwi, które zaraz stanęły otworem.
- A to ty - powiedziała około 27 letnie kobieta - Czekaliśmy na ciebie z Tomem.
- Pamiętasz jaka była umowa? - zapytała kobieta ściskając mocniej rączkę córeczki.
- Pamiętam - odparła druga kobieta zimno - Przechowujemy waszą córkę pół roku, po czym wy ją odbieracie.
- Właśnie - potwierdziła kobieta, po czym ponownie kucnęła przed dziewczynką - Kochanie pamiętaj zawsze będziemy cię z tatusiem i Alexem kochać - powiesiła na szyi dziewczynki mały złoty wisiorek w kształcie serduszka- Kochamy cię dlatego chcemy zadbać o twoje bezpieczeństwo. Pójdziesz teraz z ciocią Sarą dobrze.
- Dobrze - szepnęło dziecko ze łzami w oczach.
- Choć Maribello - powiedziała Sara, po czym zabrała dziecko matce - Tak będzie lepiej. Za pół roku spotkacie się ponownie...... Tylko nikt nie przewidział tego, że niebezpieczeństwo czaiło się w każdym rogu i kiedy wybuchnął pożar u Sary i Toma, córka Christiny i Michaela zamieszkała z siostrą Christiny Amalią. Nikt jej tam nie szukał, ponieważ zrozpaczeni rodzice myśleli, że dziewczynka zginęła w pożarze. A co jest dzisiaj? Dzisiaj ta dziewczynka ma 18 lat i ma problemy jak każdy, ale to nie o to tutaj chodzi. Witajcie w moim świecie Ludziska.....
Bohaterowie
Maribella Christina Smith (18 lat) - stara się dopasować jak tylko może, co nie jest łatwe w rodzinie zastępczej, nawet jeśli to wujostwo się nią zajmuje. Od dziecka pasjonuje się szybkimi autami, językami oraz malarstwem. Stara się żyć chwilą.
Zayn Malik (19 lat) - Bogaty, rozpieszczony dzieciak. Wielki buntownik, ściga się w wyścigach i zalicza dziewczynę za dziewczyną.
Louis Tomlinson (20 lat) - Przyjaciel Malika, stara się dogonić przyjaciela w zaliczeniach lasek. Chamski i wredny.
Niall Horan (18 lat) - Przyjaciel od dzieciństwa Maribelli. Zawsze uśmiechnięty i pogodny, stara się być dla dziewczyny jak najlepszym bratem na świecie.
Amalia Smith (35 lat) - ciocia i prawna opiekunka Maribelli. Po śmierci swojej siostry i jej męża zajęła z mężem osieroconą dziewczynką i zapewniła jej miłość i dom. Z duszy artystka. Pracuje jako architekt wnętrz.
Jeremy Smith (40 lat) - Wujek i prawny opiekun Maribelli. Kiedy policja przywiozła pod ich drzwi 3 letnią dziewczynkę, bez żadnego ale przyjął ją do domu i wraz z żoną wychował jak własne dziecko. Pogodny, wiecznie uśmiechnięty i kochający śpiewać. Pracuje jako Producent muzyczny.
Michael Harbor (45 lat) - Po wielu latach nadal żałuje decyzji którą podjął wraz z żoną. Próbując pozbyć się wyrzutów sumienia stara się wychować syna na jak najlepszego człowieka. Pracuje w Policji i Tajnych Służbach.
Christina Harbor (42 lata)- wraz z mężem wychowuje syna. Strasznie żałuje tego co zrobiła w przeszłości, chcąc pozbyć się wyrzutów sumienia stara się kochać syna całym swoim sercem. Pracuje jako Biotechnik.
Alexander Christian Harbor (22 lata) - Syn Michaela i Christiny. Nie wie prawdy o tym co stało się 15 lat temu. Nadal sądzi, że jego młodszą siostrzyczkę porwali źli ludzie i z okrucieństwem zamordowali. Studiuje prawo.
Zayn Malik (19 lat) - Bogaty, rozpieszczony dzieciak. Wielki buntownik, ściga się w wyścigach i zalicza dziewczynę za dziewczyną.
Louis Tomlinson (20 lat) - Przyjaciel Malika, stara się dogonić przyjaciela w zaliczeniach lasek. Chamski i wredny.
Niall Horan (18 lat) - Przyjaciel od dzieciństwa Maribelli. Zawsze uśmiechnięty i pogodny, stara się być dla dziewczyny jak najlepszym bratem na świecie.
Amalia Smith (35 lat) - ciocia i prawna opiekunka Maribelli. Po śmierci swojej siostry i jej męża zajęła z mężem osieroconą dziewczynką i zapewniła jej miłość i dom. Z duszy artystka. Pracuje jako architekt wnętrz.
Jeremy Smith (40 lat) - Wujek i prawny opiekun Maribelli. Kiedy policja przywiozła pod ich drzwi 3 letnią dziewczynkę, bez żadnego ale przyjął ją do domu i wraz z żoną wychował jak własne dziecko. Pogodny, wiecznie uśmiechnięty i kochający śpiewać. Pracuje jako Producent muzyczny.
Michael Harbor (45 lat) - Po wielu latach nadal żałuje decyzji którą podjął wraz z żoną. Próbując pozbyć się wyrzutów sumienia stara się wychować syna na jak najlepszego człowieka. Pracuje w Policji i Tajnych Służbach.
Christina Harbor (42 lata)- wraz z mężem wychowuje syna. Strasznie żałuje tego co zrobiła w przeszłości, chcąc pozbyć się wyrzutów sumienia stara się kochać syna całym swoim sercem. Pracuje jako Biotechnik.
Alexander Christian Harbor (22 lata) - Syn Michaela i Christiny. Nie wie prawdy o tym co stało się 15 lat temu. Nadal sądzi, że jego młodszą siostrzyczkę porwali źli ludzie i z okrucieństwem zamordowali. Studiuje prawo.
niedziela, 5 stycznia 2014
{3}
Stoją przed ołtarzem wraz z moim mężem czekałam aż goście pierwsi opuszczą Kościół.
- Zadowolona jesteś z siebie? - zapytał kiedy tylko zostaliśmy sami - Czy właśnie o to ci chodziło?
- Nie wiem o czym mówisz - szepnęłam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
- To i tak nie ma znaczenia teraz - powiedział kręcąc głową - Należysz do mnie więc i mnie będziesz słuchać - wypowiedziawszy ostatnie słowo, położył moje ramię na swoim i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Posłusznie ruszyłam jego śladem. Kiedy tylko wyszliśmy z Kościoła, wszyscy goście obsypali nas ryżem. Przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech, próbowałam cieszyć się tym dniem.
Stojąc przed lustrem w pokoju hotelowym, próbowałam drżącymi ze zdenerwowania rękami pozbyć się wszystkim szpilek z włosów.
- Pomóc ci? - słysząc jego głos nad uchem delikatnie drgnęłam.
- Jeśli to nie problem - wyszeptałam i stojąc nie ruchomo, pozwalałam mu pozbyć się wszystkich wsuwek, które po wyjęciu uwalniały na zewnątrz pasma ciemnych loków.
- Nie wiedziałem, że masz kręcone włosy - powiedział zdumiony, bawiąc się ciemnym kosmykiem.
- Często je prostuje - wyszeptałam zarumieniona - Ponieważ ciotka uważa, że kręcone za bardzo przypominają włosy mojej zdradzieckiej matki.
- Jak to?
- Ciocia Fanny nienawidziła mamę za to, że miała piękne ciemne loki i błękitne oczy - odparłam zadumiona - Oraz za to, że była Irlandką.
- Jesteś Irlandką? - zapytał nie dowierzając.
- A w drugiej połowie Węgierką - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Intrygująca mieszanka - stwierdził wzruszając ramionami - Chodź spać - powiedział nagle i jak gdyby nigdy nic wziął mnie na ręce i położył na łóżku - Dobranoc - całując mnie w czoło, położył się na krawędzi łóżka odwrócony do mnie tyłem.
- Louis gdzie będziemy mieszkać? - zadając to pytanie nawet nie wiedziałam jak czekam na odpowiedź.
- Nie wiesz kim jestem prawda? - zapytał nagle.
- A powinnam?
- Ta czwórka chłopaków którą dzisiaj poznałaś, to moi przyjaciele i razem z nimi śpiewam w zespole. Do końca listopada mamy trasę po Ameryce, więc razem z nami będziesz jeździć tour busem, a po trasie zamieszkasz wraz ze mną w moim domu w Londynie. I nie waż się nawet protestować.
- Dziękuje za szczerość - szepnęłam tylko i zamykając oczy, przytuliłam mocno do siebie poduszkę, aby odgonić od siebie jak najgorsze scenariusze.
PRZEPRASZAM, ŻE KRÓTKI ALE JESTEM CHORA A I TAK ZA DŁUGO TU JUŻ NIE PISAŁAM, WIĘC WYSKROBAŁAM COŚ TAKIEGO>
- Zadowolona jesteś z siebie? - zapytał kiedy tylko zostaliśmy sami - Czy właśnie o to ci chodziło?
- Nie wiem o czym mówisz - szepnęłam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
- To i tak nie ma znaczenia teraz - powiedział kręcąc głową - Należysz do mnie więc i mnie będziesz słuchać - wypowiedziawszy ostatnie słowo, położył moje ramię na swoim i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Posłusznie ruszyłam jego śladem. Kiedy tylko wyszliśmy z Kościoła, wszyscy goście obsypali nas ryżem. Przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech, próbowałam cieszyć się tym dniem.
Stojąc przed lustrem w pokoju hotelowym, próbowałam drżącymi ze zdenerwowania rękami pozbyć się wszystkim szpilek z włosów.
- Pomóc ci? - słysząc jego głos nad uchem delikatnie drgnęłam.
- Jeśli to nie problem - wyszeptałam i stojąc nie ruchomo, pozwalałam mu pozbyć się wszystkich wsuwek, które po wyjęciu uwalniały na zewnątrz pasma ciemnych loków.
- Nie wiedziałem, że masz kręcone włosy - powiedział zdumiony, bawiąc się ciemnym kosmykiem.
- Często je prostuje - wyszeptałam zarumieniona - Ponieważ ciotka uważa, że kręcone za bardzo przypominają włosy mojej zdradzieckiej matki.
- Jak to?
- Ciocia Fanny nienawidziła mamę za to, że miała piękne ciemne loki i błękitne oczy - odparłam zadumiona - Oraz za to, że była Irlandką.
- Jesteś Irlandką? - zapytał nie dowierzając.
- A w drugiej połowie Węgierką - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Intrygująca mieszanka - stwierdził wzruszając ramionami - Chodź spać - powiedział nagle i jak gdyby nigdy nic wziął mnie na ręce i położył na łóżku - Dobranoc - całując mnie w czoło, położył się na krawędzi łóżka odwrócony do mnie tyłem.
- Louis gdzie będziemy mieszkać? - zadając to pytanie nawet nie wiedziałam jak czekam na odpowiedź.
- Nie wiesz kim jestem prawda? - zapytał nagle.
- A powinnam?
- Ta czwórka chłopaków którą dzisiaj poznałaś, to moi przyjaciele i razem z nimi śpiewam w zespole. Do końca listopada mamy trasę po Ameryce, więc razem z nami będziesz jeździć tour busem, a po trasie zamieszkasz wraz ze mną w moim domu w Londynie. I nie waż się nawet protestować.
- Dziękuje za szczerość - szepnęłam tylko i zamykając oczy, przytuliłam mocno do siebie poduszkę, aby odgonić od siebie jak najgorsze scenariusze.
PRZEPRASZAM, ŻE KRÓTKI ALE JESTEM CHORA A I TAK ZA DŁUGO TU JUŻ NIE PISAŁAM, WIĘC WYSKROBAŁAM COŚ TAKIEGO>
czwartek, 19 grudnia 2013
{2}
Siedząc przy ciotce Fanny w jakimś nieznanym mi pomieszczaniu próbowałam powstrzymać strach. Ściskając mocniej drżące dłonie, zaczęłam ponownie rozglądać się dookoła. Ciemna tapeta na ścianach, 4 obrazy przedstawiające pory roku, podłoga wyłożona ciemnym drewnem, do tego długi i masywny stół wykonany z dębiny. Próbując pozbyć się najczarniejszych scenariuszy z głowy, powoli nią pokręciłam. Jednak słysząc zgrzyt zamka i naciskanie klamki, siadłam prosto.
- Elizabeth Maleńka - słysząc głos "Wujka" Stan'a wstałam z krzesła i przewracając je w biegu przytuliłam się do potężnie zbudowanego mężczyzny koło 40.
- Wujek - szepnęłam tylko i z uśmiechem na ustach odczepiłam się od mężczyzny - Dlaczego tu jestem? - zadałam mu nurtujące mnie pytanie.
- Za moment wszystkiego się dowiesz - powiedział uspokajająco, po czym rozkazał komuś, żeby zasłonił okna ciężkimi zasłonami. Kiedy prośba została wykonana w sali zrobiło się ciemno i światło dawał tylko świecznik zapalony na środku stołu. - Siądź skarbie - poprosił Stan głaszcząc mnie po głowie - w twoim stanie nie wolno się przemęczać.
- Dobrze jej zrobi jak postoi - powiedziała ciotka i krzyżując ramiona na piersiach spojrzała w moją stronę. Jej oczy rzucały w moją postać błyskawicami.
- Nalegam jednak, żeby usiadła - powiedział wujek po czym sam usadził mnie na krzesełku - A więc Skarbie, powiedz mi czy to on jest ojcem dziecka? - zapytał się pokazując mi ręką abym się odwróciła. Zdziwiona powoli odwróciłam głowę i zamarłam w bezruchu. Przy drzwiach, opierając się o framugę stał on. Był dokładnie taki sam jak go zapamiętałam. Ciemne, proste włosy sterczały mu na wszystkie strony, a lodowo-błękitne oczy wpatrywały się we mnie z tęsknotą i czym czego nie umiałam zidentyfikować.
- Ja.... - czując suchość w gardle chwyciłam za szklankę z wodą i zaczęłam ją pić.
- Nigdy nic nie wiadomo - wysyczała ciotka - Ta dziwka mogła równie dobrze puścić się byle z kim i teraz ma bękarta, którego chce wcisnąć temu młodzieńcowi.
- To moje dziecko - słysząc jego melodyjny głos, moje ciało zadrgało z tęsknoty. Dziwiąc się własnym zachowaniem położyłam lekko rękę na brzuch.
- Ale... - zaczęła ciotka, ale chłopak ponownie jej przerwał.
- To moje dziecko, pamiętam, że jak ją brałem była dziewicą - mówiąc to dziwnie się uśmiechnął - Będę płacił na wychowanie dziecka jak i na wygody matki, a teraz czy mogę już iść?
- Tak, tak - odpowiedział zamyślony Stan, udzielając zgody na wyjście chłopaka. Dopiero teraz do mnie doszła wypowiedź chłopaka. Będzie płacił, ale co ze mną, co z dzieckiem. Już nigdy go nie spotkam? Moje dziecko nie pozna nawet ojca? Bo przecież nie wspomniał nic o małżeństwie. Może to i lepiej. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos ciotki.
- Wie pan co robić? - zapytała, a jej oczy błysnęły chciwością.
- Tak wiem - powiedział smutno mężczyzna po czym podszedł do mnie i złożył na moim czole ojcowski pocałunek - Wiesz, że z Mery zawsze traktowaliśmy cię jak własną córkę? W szczególności kiedy twój świętej pamięci ojciec umarł pozostawiając cię na łasce tej zachłannej kobiety.
- Wiem i bardzo wam za to dziękuje - wyszeptałam czując jak do moich oczu gromadzą się łzy.
- Chcę dla ciebie jak najlepiej - szepnął - A więc wykonam twoją prośbę Fanny - zwrócił się teraz do ciotki - Myślę, że z nim będzie miała jak najlepsze życie...
- Wstawaj - słysząc głos ciotki nad głową niechętnie otworzyłam oczy.
- Co się stało ciociu? - zapytałam sennie.
- Za 10 minut przyjdzie stylistka z pomocnicami, aby przygotować cię do ślubu, który rozpoczyna się za 5 godzin.
- Czyjego ślubu? - zapytałam już w pełni rozbudzona siadając na łóżku.
- Twojego z tym hultajem Tomlinsonem - powiedziawszy to wyszła z pokoju zostawiając mnie samą, w obcym mi pomieszczeniu w domu Stana i jego żony.
- A jednak ciotka postawiła na swoim - wyszeptałam ze łzami w oczach.
- Dzień dobry panience - słysząc radosny kobiecy głos szybko się opanowałam i spojrzałam na drzwi sypialni gdzie pojawiła się głowa jakiejś kobiety koło 50 i 4 młodszych dziewczyn - Najpierw śniadanie czy kąpiel? - zapytała radośnie.
- Może śniadanie - wyszeptałam zdziwiona.
- Dobry wybór - uśmiechając się machnęła na jakąś dziewczyna, która oderwała się od grupy i na stoliku przy oknie postawiła tacę z tostami i sokiem pomarańczowym - To ty szybko jedz i zaraz zabierzemy się za ciebie, żeby była z ciebie piękna panna młoda.
- Yhym - wymruczałam i zmuszając swoje ciało do chodu, zeszłam z łóżka i siadłam na krzesełku przy stole. Po czym zaczęłam spokojnie jeść śniadanie.
- Wygląda panienka prześlicznie - słysząc rozradowany głos kobiety, która pomagała mi przy fryzurze i ubraniu sukni ślubnej skierowałam się do lustra. Pierwsze co zauważyłam do bladość mojej twarzy, od której odznaczały się bardziej niż zwykle błękitne oczy. Próbując zmusić drżące usta do uśmiechu, zacisnęłam pięści na materiale białej sukni.
- I tak jesteś brzydka - słysząc pogardliwy głos ciotki odwróciłam się szybko przodem do ciotki.
- Jest najpiękniejszą panną młodą jaką w życiu widziałam - powiedziała 50-letnia kobieta, po czym wskazała palcem ciotce wyjście- Ale jak widać pani umie tylko obrażać kogoś, bo sama pani pięknością nie jest i po prostu pani zazdrości.
- Jak pani śmie - zaczęła ciotka, ale widząc stalowy wzrok kobiety wyszła z trzaskiem drzwi.
- Chodź czas na nas - wystawiając w moją stronę dłoń, zachęcała mnie do wyjścia z pokoju.
Ściskając w ręku mały bukiecik ślubny czekałam w przedsionku kościoła na marsz weselny w którego rytmie miałam podejść do ołtarza, aby wyjść za mąż za niego. Za Louisa. Zamykając umęczone oczy, zaczęłam rozmyślać co będzie dalej. Przyszłość jednak na razie była zamazana i nic nie dało się przez tą mgłę dojrzeć. Czy zostaniemy tutaj w Nowym Jorku? A może on będzie chciał gdzieś wyjechać. Nie mam pojęcia. Skrzywiłam się lekko, jednak czując na swoi ramieniu czyjąś rękę, na twarz przywdziałam sztuczny uśmiech, a sama otworzyłam oczy.
- Będziesz miała coś przeciwko temu, żebym poprowadził cię do ołtarza? - zapytał Stan.
- Nie - wyszeptałam ze ściśniętym sercem - Będę zaszczycona.
Słysząc powolną melodię marszu weselnego, wsunęłam swoją dłoń pod wyciągnięte ramię mężczyzny obok mnie i na trzęsących się nogach ruszyliśmy do przodu. Zdziwiona zauważyłam, że pierwsze ławki kościelne były zapełnione ludźmi. Wśród nich dostrzegłam nawet Charlotte i Theresę. Obydwie posłały mi radosny uśmiech pomieszany z poczuciem winy. Uśmiechając się do nich serdecznie, spojrzałam w stronę ołtarza, gdzie czekał już na mnie mój przyszły małżonek. Z jego miny jednak nic nie dało się wyczytać. Z milczeniem przejął mnie od Stana i wręcz z czułością doprowadził do ołtarza, gdzie klęknęliśmy, a kapłan splątał nasze dłonie razem.
- Czy ty Louise Williamie Tomlinsonie bierzesz sobie za żonę tę oto Elizabeth Heather Lewis........ - po wymówieniu odpowiednich regułek i słów przysięgi kapłan podał nam obrączki, które wzajemnie założyliśmy sobie na palce.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą - słysząc te słowa lekko zadrżała. Uśmiechnięty krzywo chłopak podszedł do mnie i łapiąc mnie jedną ręką w tali przyciągnął do siebie i pocałował w usta.
- Od teraz jesteś tylko moja - wyszeptał mi do ucha te słowa jakby były groźbą, po czym się odsunął.
- Elizabeth Maleńka - słysząc głos "Wujka" Stan'a wstałam z krzesła i przewracając je w biegu przytuliłam się do potężnie zbudowanego mężczyzny koło 40.
- Wujek - szepnęłam tylko i z uśmiechem na ustach odczepiłam się od mężczyzny - Dlaczego tu jestem? - zadałam mu nurtujące mnie pytanie.
- Za moment wszystkiego się dowiesz - powiedział uspokajająco, po czym rozkazał komuś, żeby zasłonił okna ciężkimi zasłonami. Kiedy prośba została wykonana w sali zrobiło się ciemno i światło dawał tylko świecznik zapalony na środku stołu. - Siądź skarbie - poprosił Stan głaszcząc mnie po głowie - w twoim stanie nie wolno się przemęczać.
- Dobrze jej zrobi jak postoi - powiedziała ciotka i krzyżując ramiona na piersiach spojrzała w moją stronę. Jej oczy rzucały w moją postać błyskawicami.
- Nalegam jednak, żeby usiadła - powiedział wujek po czym sam usadził mnie na krzesełku - A więc Skarbie, powiedz mi czy to on jest ojcem dziecka? - zapytał się pokazując mi ręką abym się odwróciła. Zdziwiona powoli odwróciłam głowę i zamarłam w bezruchu. Przy drzwiach, opierając się o framugę stał on. Był dokładnie taki sam jak go zapamiętałam. Ciemne, proste włosy sterczały mu na wszystkie strony, a lodowo-błękitne oczy wpatrywały się we mnie z tęsknotą i czym czego nie umiałam zidentyfikować.
- Ja.... - czując suchość w gardle chwyciłam za szklankę z wodą i zaczęłam ją pić.
- Nigdy nic nie wiadomo - wysyczała ciotka - Ta dziwka mogła równie dobrze puścić się byle z kim i teraz ma bękarta, którego chce wcisnąć temu młodzieńcowi.
- To moje dziecko - słysząc jego melodyjny głos, moje ciało zadrgało z tęsknoty. Dziwiąc się własnym zachowaniem położyłam lekko rękę na brzuch.
- Ale... - zaczęła ciotka, ale chłopak ponownie jej przerwał.
- To moje dziecko, pamiętam, że jak ją brałem była dziewicą - mówiąc to dziwnie się uśmiechnął - Będę płacił na wychowanie dziecka jak i na wygody matki, a teraz czy mogę już iść?
- Tak, tak - odpowiedział zamyślony Stan, udzielając zgody na wyjście chłopaka. Dopiero teraz do mnie doszła wypowiedź chłopaka. Będzie płacił, ale co ze mną, co z dzieckiem. Już nigdy go nie spotkam? Moje dziecko nie pozna nawet ojca? Bo przecież nie wspomniał nic o małżeństwie. Może to i lepiej. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos ciotki.
- Wie pan co robić? - zapytała, a jej oczy błysnęły chciwością.
- Tak wiem - powiedział smutno mężczyzna po czym podszedł do mnie i złożył na moim czole ojcowski pocałunek - Wiesz, że z Mery zawsze traktowaliśmy cię jak własną córkę? W szczególności kiedy twój świętej pamięci ojciec umarł pozostawiając cię na łasce tej zachłannej kobiety.
- Wiem i bardzo wam za to dziękuje - wyszeptałam czując jak do moich oczu gromadzą się łzy.
- Chcę dla ciebie jak najlepiej - szepnął - A więc wykonam twoją prośbę Fanny - zwrócił się teraz do ciotki - Myślę, że z nim będzie miała jak najlepsze życie...
- Wstawaj - słysząc głos ciotki nad głową niechętnie otworzyłam oczy.
- Co się stało ciociu? - zapytałam sennie.
- Za 10 minut przyjdzie stylistka z pomocnicami, aby przygotować cię do ślubu, który rozpoczyna się za 5 godzin.
- Czyjego ślubu? - zapytałam już w pełni rozbudzona siadając na łóżku.
- Twojego z tym hultajem Tomlinsonem - powiedziawszy to wyszła z pokoju zostawiając mnie samą, w obcym mi pomieszczeniu w domu Stana i jego żony.
- A jednak ciotka postawiła na swoim - wyszeptałam ze łzami w oczach.
- Dzień dobry panience - słysząc radosny kobiecy głos szybko się opanowałam i spojrzałam na drzwi sypialni gdzie pojawiła się głowa jakiejś kobiety koło 50 i 4 młodszych dziewczyn - Najpierw śniadanie czy kąpiel? - zapytała radośnie.
- Może śniadanie - wyszeptałam zdziwiona.
- Dobry wybór - uśmiechając się machnęła na jakąś dziewczyna, która oderwała się od grupy i na stoliku przy oknie postawiła tacę z tostami i sokiem pomarańczowym - To ty szybko jedz i zaraz zabierzemy się za ciebie, żeby była z ciebie piękna panna młoda.
- Yhym - wymruczałam i zmuszając swoje ciało do chodu, zeszłam z łóżka i siadłam na krzesełku przy stole. Po czym zaczęłam spokojnie jeść śniadanie.
- Wygląda panienka prześlicznie - słysząc rozradowany głos kobiety, która pomagała mi przy fryzurze i ubraniu sukni ślubnej skierowałam się do lustra. Pierwsze co zauważyłam do bladość mojej twarzy, od której odznaczały się bardziej niż zwykle błękitne oczy. Próbując zmusić drżące usta do uśmiechu, zacisnęłam pięści na materiale białej sukni.
- I tak jesteś brzydka - słysząc pogardliwy głos ciotki odwróciłam się szybko przodem do ciotki.
- Jest najpiękniejszą panną młodą jaką w życiu widziałam - powiedziała 50-letnia kobieta, po czym wskazała palcem ciotce wyjście- Ale jak widać pani umie tylko obrażać kogoś, bo sama pani pięknością nie jest i po prostu pani zazdrości.
- Jak pani śmie - zaczęła ciotka, ale widząc stalowy wzrok kobiety wyszła z trzaskiem drzwi.
- Chodź czas na nas - wystawiając w moją stronę dłoń, zachęcała mnie do wyjścia z pokoju.
Ściskając w ręku mały bukiecik ślubny czekałam w przedsionku kościoła na marsz weselny w którego rytmie miałam podejść do ołtarza, aby wyjść za mąż za niego. Za Louisa. Zamykając umęczone oczy, zaczęłam rozmyślać co będzie dalej. Przyszłość jednak na razie była zamazana i nic nie dało się przez tą mgłę dojrzeć. Czy zostaniemy tutaj w Nowym Jorku? A może on będzie chciał gdzieś wyjechać. Nie mam pojęcia. Skrzywiłam się lekko, jednak czując na swoi ramieniu czyjąś rękę, na twarz przywdziałam sztuczny uśmiech, a sama otworzyłam oczy.
- Będziesz miała coś przeciwko temu, żebym poprowadził cię do ołtarza? - zapytał Stan.
- Nie - wyszeptałam ze ściśniętym sercem - Będę zaszczycona.
Słysząc powolną melodię marszu weselnego, wsunęłam swoją dłoń pod wyciągnięte ramię mężczyzny obok mnie i na trzęsących się nogach ruszyliśmy do przodu. Zdziwiona zauważyłam, że pierwsze ławki kościelne były zapełnione ludźmi. Wśród nich dostrzegłam nawet Charlotte i Theresę. Obydwie posłały mi radosny uśmiech pomieszany z poczuciem winy. Uśmiechając się do nich serdecznie, spojrzałam w stronę ołtarza, gdzie czekał już na mnie mój przyszły małżonek. Z jego miny jednak nic nie dało się wyczytać. Z milczeniem przejął mnie od Stana i wręcz z czułością doprowadził do ołtarza, gdzie klęknęliśmy, a kapłan splątał nasze dłonie razem.
- Czy ty Louise Williamie Tomlinsonie bierzesz sobie za żonę tę oto Elizabeth Heather Lewis........ - po wymówieniu odpowiednich regułek i słów przysięgi kapłan podał nam obrączki, które wzajemnie założyliśmy sobie na palce.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą - słysząc te słowa lekko zadrżała. Uśmiechnięty krzywo chłopak podszedł do mnie i łapiąc mnie jedną ręką w tali przyciągnął do siebie i pocałował w usta.
- Od teraz jesteś tylko moja - wyszeptał mi do ucha te słowa jakby były groźbą, po czym się odsunął.
Subskrybuj:
Posty (Atom)