czwartek, 31 października 2013

Rozdział 3

9 LIPIEC
Kolejny dzień zaczynający się od podniesienia swojego ciała z łóżka. Was to nie nudzi? Bo mnie bardzo. Szczerze to wolałabym cały dzień przespać. Wtedy miałabym pewność, że nikomu nie zawadzam i nie marnuję czasu, ani powietrza. Przeciągając się delikatnie, założyłam puchate kapciuchy na gołe stopy i zbierając swoje długie włosy w koka, zeszłam na dół. Jak zawsze w mieszkaniu było pusto. Jedyne co, zachęcało do życia to pikanie uruchomionych urządzeń domowych takich jak lodówka. Wzdychając powietrze ze świstem, weszłam do kuchni, po czym nalewając do kubka trochę kawy z mlekiem siadłam przy stole.
- I weź tu nie oszalej - szepnęłam do siebie kręcąc głową, po czym pociągnęłam łyk z kubka. Olśniona pomysłem na ciasteczka czekoladowe, postawiłam kubek na blacie stołu, po czym wstając zaczęłam wyciągać z szafek potrzebne składniki. Nucąc pod nosem jakąś melodię zaczęłam tworzyć słodkie ciasteczka.
Oczami Zayna
- MALIK PODNIEŚ TE SWOJE GRUBE DUPSKO I ZŁAŹ NA DÓŁ - Co jest? zapytałem siebie w myślach, po czym zaspany zacząłem rozglądać się dookoła. Jednak nic dziwnego nie zauważyłem, ściany nadal pozostały niebieskie z wymalowanymi scenami z komiksu, ciemne meble, krzesło zawalone ciuchami, pogniecione kartki papieru na podłodze. Nie to nie to. - MALIK BO ZARAZ CI WYPIERDOLĘ - Oho czy to Liam? Nie Liam by tak nie powiedział. Zastanawiając się nad tym kto to krzyczy wstałem z łóżka i nie przejmując się groźbami, poszedłem do klopa załatwić potrzeby fizjologiczne.
- MALIK BO ZARAZ SIĘ PRZEJDĘ PO CIEBIE.
- TO CHODŹ - odkrzyknąłem zły, po czym myjąc dokładnie ręce, niechętnie wyszedłem z pokoju i zacząłem schodzić na dół, na samym dole schodów zobaczyłem wkurzonego nie to za małe określenie Wkurwionego Liama.
- A tobie co okres się zbliża? - zapytałem pokazując jego twarz wykrzywioną złością.
- No pewnie bo nie mam co do roboty tylko bawić się w kobietę - warknął na mnie - A poza tym to co ty kurwa jeszcze tu robisz.
- o co ci teraz chodzi? - zapytałem nie za bardzo wiedząc o co chodzi.
- Spójrz na zegarek - powiedział tylko i poszedł na górę. Zaciekawiony spojrzałem na okrągły zegarek na ścianie i stanąłem jak w murowany,
- O kurwa - szepnąłem do siebie.
- gdzie? - zapytał wyszczerzony Harry.
- U ciebie w pokoju - odpyskowałem, po czym szybko wbiegłem ponownie na górę i zgarniając z krzesła czarne rurki, białą koszulkę i czerwoną koszule w kratę szybko się w nie ubrałem. Zakładając w biegu skarpetki, chwyciłem telefon i portfel w ręce, po czym wkładając je do tylnej kieszeni spodni, zbiegłem po schodach. Zakładając szybko na nogi czarne air maxy. Nie mówiąc nic nikomu wyszedłem z domu. Odpalając papierosa ruszyłem w stronę parku. Dochodząc do celu stanąłem w tym samym miejscu co zawsze i zacząłem rozglądać się dookoła. Jednak nigdzie nie zauważyłem tego co chciałem zobaczyć. Nie było jej. Co jest dziwne ponieważ zawsze przychodziła o tej samej porze i siadała na tej samej ławce. Z rozeznania Liama dowiedziałem się, że ma inicjały D.A.M. Od dwóch dni zastanawiałem się nad jej imieniem. Jednak, żadne do niej nie pasowało. Zapalając kolejnego papierosa, zamierzałem wyjść z parku, kiedy zobaczyłem ją. Powolnie szła, słuchając muzyki na słuchawkach i rozglądając się dookoła. Zauważyłem lekki uśmiech jaki skierowała w stronę placu zabaw dla dzieci. Obserwując każdy jej krok, czułem chęć podejścia do niej i porozmawiania, ale nie chciałem wyjść na jakiegoś psychopatę. Obserwując ją ukradkiem, zacząłem udawać, że wiążę sznurówkę.
Oczami Deirdre 
Lekko spóźniona weszłam do parku i ze smutkiem myślałam o tym, że spóźniłam się aby zobaczyć tajemniczego bruneta. Jaki było moje zaskoczenie jak zobaczyłam go, stojącego w tym samym miejscu z papierosem w ustach. Uśmiech sam zagościł na mojej twarzy, w szczególności, że akurat patrzyłam na plac zabaw. Do też motywujące. Patrzeć na beztroskie, kochane przez swoich rodziców dzieci. Szkoda, że ja tak nie mam. Ale to inną drogą. Kiedy przechodziłam koło tajemniczego bruneta......................................CDN.

poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 2

LONDYN 7 LIPIEC
Kolejny dzień z rzędu kieruje swe kroki ku zielonemu przystanku nadziei zwanego parkiem. Od tygodnia codziennie siadam na tej samej ławce i obserwuje tajemniczego Bruneta z papierosem. Przychodzi on codziennie o tej samej porze w to samo miejsce. Często przychodzi z psem, ale zdarzają się też dni kiedy stoi sam i melancholijnie patrzy na zielone otocznie. Nie pomyślcie, ze jestem jakąś psycholką czy coś. Ale ten chłopak, albo jak kto woli młody mężczyzna mnie intryguje. Coś mnie do niego przyciąga, ale równocześnie i odpycha. Kiedy go widzę, chce mi się dalej żyć. Moja nadzieja na lepsze jutro wzrasta. Kiedy posyła otoczeniu, albo psu uśmiech, moje usta również wyginają się w uśmiechu. Jejciu jak to brzmi. Zachowuje się jak osoba niezrównoważona psychicznie z manią prześladowczą. Koniec tematu. Czas przestać myśleć o nim, bo naprawdę z tego coś złego wyniknie. Biorąc głęboki oczyszczający wdech, weszłam na teren parku i siadłam na swojej ławce. Wyjmując z torby szkicownik i zestaw ołówków, rozglądałam się dookoła. Dobra co dzisiaj tu mamy. Jakaś dziewczynka bawiąca się z psem frisbee, Dziewczynka w dwóch warkoczykach, ciągnąca mamę za rękę w stronę budki z lodami, i on. Tajemniczy chłopak w towarzystwie jakieś ciemnego-blondyna, albo jasnego bruneta i psa. Uśmiechając się lekko na jego widok, pacnęłam się w czoło.
- Idiotko miałaś przestać o nim myśleć - krzyknęłam na siebie w myśli, po czym spojrzałam na psiaka który bawił się piłką. Rozważając w myślach wszystkie cienie i kreski, uśmiechnęłam się do dzisiejszego modela. Zbierając swoje rozpuszczone włosy w dłonie, szybko je związałam w kucyk, gumką do włosów z nadgarstka, po czym biorąc do ręki na temperowany dobrze ołówek zaczęłam kreślić poszczególne linie na kartce. Szybko uporałam się z sylwetką psiaka, po czym zabrałam się za cieniowanie. Już rysunek był na wykończeniu kiedy poczułam, ze coś spada mi na buta. Przestraszona podskoczyłam z miejsca, po czym spojrzałam w dół. Winowajcą okazał  się psiak, który przyszedł z tym tajemniczym chłopcem. Zrzucił on mi na nagę piłeczkę.
- Chcesz się pobawić? - zapytałam się psinki równocześnie odkładając rzeczy z rąk na ławeczkę i schylając się do zwierzaka. On w odpowiedzi zamerdał ogonkiem - Mam ci porzucać? - zapytałam głaszcząc go delikatnie po mięciutkiej sierści. Pies w odpowiedzi radośnie szczeknął. Z uśmiechem błąkającym mi się na ustach podniosłam piłeczkę i spojrzałam ponownie na psiaka - Ale na pewno? - pies szczeknął krótko co oznaczało chyba "tak". Już miałam rzucić mu piłeczkę kiedy podbiegł do mnie jakiś chłopak.
- Przepraszam za Lokiego nawet nie wiem kiedy od nas odszedł - zdziwiona spojrzałam na niego, a on pokazał ręką na psa - Zagadałem się z kolegą a on nam uciekł - zaczął tłumaczyć mi chłopak, w którym dopiero teraz rozpoznałam towarzysza tajemniczego chłopaka.
- Nic się nie stało - powiedziałam zawstydzona, po czym kucnęłam i zaczęłam głaskać psa - Lubię zwierzęta - mruknęłam z czerwonymi ze wstydu policzkami.
- A tak w ogóle Liam jestem.
- A ja..... - Już mu miałam powiedzieć swoje imię kiedy zaczął dzwonić mój telefon. Zdziwiona spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam napis "mama" - Przepraszam muszę odebrać.
+ Słucham - powiedziałam niepewnie do telefonu.
+ Wracaj do domu - usłyszałam rozkaz mamy - Twoja nauczycielka baletu przyjechała.
+Ale miałam mieć balet dopiero jutro.
+ Ale masz dzisiaj. Za 10 minut widzę cię w domu - powiedziała zła mama, po czym się rozłączyła. Powstrzymując łzy żalu, szybko zaczęłam zbierać swoje rzeczy z ławki.
- Przepraszam, ale muszę już iść - powiedziałam właścicielowi psa i złapałam za szkicownik, który wypadł mi z rąk otwierając się na stronie z dzisiejszym rysunkiem.
- To Loki? - zapytał chłopak biorąc szkicownik do rąk.
- tak - odpowiedziałam cała czerwona - Przepraszam nie powinnam malować go bez pozwolenia.
- Weź przestań jest śliczny - powiedział chłopak patrząc na mnie z radością, po czym zamykając zeszyt podał go mi. Ja szybko wzięłam go do rąk, po czym bazgrząc na rysunku psa datę dzisiejszą i swoje inicjały wyrwałam ją z zeszytu i podałam chłopakowi.
- A więc jest już twój - powiedziałam po czym szybko ulotniłam się z tego miejsca.
- A twoje imię? - usłyszałam krzyk za sobą, ale nie mając już czasu na odpowiedź pognałam do domu.
***
- Raz dwa trzy i jeszcze raz - krzyknęła moja nauczycielka baletu z francuskim akcentem. Smuta spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze po czym zamykając oczy po raz kolejny wykonałam piruet - I co tak trudno było? 
- Nie - szepnęłam.
- Głośniej.
- Nie - odpowiedziałam jej krzykiem.
- Cały układ jeszcze raz - rozkazała po czym otwierając okno zaczęła palić papierosa. Ja w tym czasie wsłuchując się w każdą nutkę płynącą z melodii zaczęłam tańczyć. Myśląc o swoim beznadziejnym życiu. Rodzina mnie nie chce, tato odszedł od nas kiedy miałam 2 lata, a mama mnie nie znosi. Rodzeństwo mnie nie toleruje. Czując się jak brzydkie kaczątku odtańczyłam końcówkę układu po czym opadłam na podłogę zanosząc się płaczem. 
- A tobie co? - zapytała zła nauczycielka.
- Nic - odpowiedziałam wycierając oczy
- Daje ci wolne rób co chcesz - powiedziała francuska i wyszła z salki.
- Chcę normalnie żyć - powiedziałam patrząc w lustrzane odbicie. 





PRZEPRASZAM TROCHĘ NAMIESZAŁAM I ZAWALIŁAM, A TAKŻE PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIE DODAWAŁAM, ALE NIE MIAŁAM CZASU I GDZIE PISAĆ. DO NASTĘPNEGO KOCHANI I LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE ;)

sobota, 12 października 2013

Rozdział 1

LONDYN 1 LIPIEC 2013
Stojąc w łazience przed lustrem zastanawiałam się nad sensem życia. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Przekrzywiając lekko głowę w lewo, obserwowałam czujnie każdy ruch mojego klona.
- Czas- szepnęłam tylko, po czym wyszłam z łazienki. Przechodząc obok łóżka, spojrzałam na rysunek pary całującej się w deszczu i mimowolnie uśmiech pojawił mi się na twarzy......Miłość......Uwielbienie......Romantyzm. Kręcąc lekko głową, założyłam na siebie bluzę z kapturem i zabierając z fotela wcześniej przygotowaną torbę wyszłam z pokoju. Zbiegając żwawo po schodach, już myślałam o dzisiejszym popołudniu. Londyn, słońce, park, zieleń i ja wraz z muzyką i kartką papieru. Ciesząc się na samą tą myśl ruszyłam ku wyjściu z domu. Zamykając pusty budynek mieszkalny, wkładając uprzednio słuchawki do uszu odpaliłam muzykę i zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę zielonego parku. Krocząc po ulicach Londynu próbowałam pojąć sens słów Jana Twardowskiego:
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą"
ks. Jan Twardowski "Śpieszmy się"

Dochodząc do parku nadal myślałam nad sensem tych słów. Kto by pomyślał, że taka literatura mnie zainspiruje do myślenia. Z głową zaprzątniętą myślami siadłam na pierwszej lepszej ławce i podkulając kolana pod brodę, założyłam kaptur na głowę. W takiej pozycji bacznie obserwowałam otoczenie szukając szczegółów do narysowania. Przyglądając się wszystkiemu z ciekawością, zauważyłam parę na ławce obok, która romantycznie siedziała na ławce i jadła watę cukrową. Dziadka, który uczył wnuczka jeździć na rowerze. Dzieci bawiące się na placu zabaw. Ludzi bawiących się z psami. I jego. Człowieka wyróżniającego się od innych. Zainteresowana opuściłam nogi i szybko wyciągając szkicownik chwyciłam w dłoń ołówek. Aby zapamiętać każdy szczegół tej przystojnej twarzy zerknęłam w tamtą stronę jeszcze raz. Nadal tam stał i palił papierosa. Otwierając zeszyt na czystej kartce zaczęłam powoli szkicować postać tego wspaniałego mężczyzny. Na razie postanowiłam stworzyć tylko zarysy, a w domu dokończyć to kredkami wodnymi, albo farbkami. Zadowolona z pomysłów na przyszłe arcydzieło zwinnie poruszałam nadgarstkiem naprowadzając ołówek, aby każda linia oddawała piękno modela. Odrywając na chwilę wzrok od rysunku spojrzałam ponownie w stronę gdzie stał przystojny brunet, niestety już go tam nie było. Zagubiona zaczęłam oglądać się dookoła. Niestety ślad po nim zaginął. Aby upewnić się, że to nie był sen, spojrzałam na kartkę papieru, gdzie powoli zaczęła pojawiać się jego podobizna. Z ulgą stwierdziłam, że naprawdę tam jest. Aby nie zadręczać na razie umysłu jego osobą, przekręciłam kartkę i zaczęłam malować coś innego. Skupiając całą swoją uwagę na drzewie z naprzeciwka, zaczęłam przenosić je na kartkę. 
****
- Wróciłam - krzyknęłam po wejściu do domu i ściągając w hallu buty weszłam do kuchni gdzie spotkałam mamę - Cześć - powiedziałam cicho, patrząc na krzątającą się po kuchni rodzicielkę.
- A to ty - powiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem - Obiad masz na stole, tylko umyj wcześniej ręce - powiedziała oschle, po czym ruszyła w stronę salonu z kubkiem pełnym kawy.
- Ja ciebie też kocham mamo i miło cię widzieć - mruknęłam smutno pod nosem, po czym wycierając samotną łzę z policzka, pobiegłam szybko do swojego pokoju. Rzucając torbę na łóżku, zmieniłam ciuchy na jakieś dresy i koszulkę, po czym myjąc dokładnie ręce zeszłam na dół. Siadając przy stole, odmówiłam króciutką modlitwę, po czym zaczęłam jeść zapiekankę makaronową przyszykowaną przez mamę. Jak zawsze była pyszna. Popijając sok jabłkowy, schowałam talerz do zmywarki i ze szklanką pełną cieczy poszłam do siebie, aby nie przeszkadzać mamie. Zamykając na klucz drzwi od mojego pokoju, odkładając szklankę na biurko podeszłam do torby i wyciągając z niej szkicownik siadłam na krześle przy biurku.
- Czas cię dokończyć - szepnęłam, po czym otwierając odpowiednią stronę zaczęłam kończyć portret chłopaka z parku.
***
Zadowolona z efektów końcowych swojej pracy, wytarłam brudne ręce w ściereczkę leżącą obok mnie, po czym wkładając obrazek w koszulkę przezroczystą, przykleiłam ją do ściany obok obrazku całującej się pary.
- Odnajdę cię - szepnęłam i zamykając sennie oczy, położyłam się do łóżka.
KTO CHCE BYĆ INFORMOWANY O ROZDZIAŁACH PROSZĘ O PODANIE W KOMENTARZU NUMERU GG LUB NAZWY NA TWITTERZE. DZIĘKUJE ZA UWAGĘ ;)

środa, 9 października 2013

Prolog

ROK 2009 Lato
Kapu kap......Kapu kap.....Kapu kap
Kolejna kropla deszczu spłynęła po mokrej już szybie. Dziewczyna obserwując każdą kropelkę spływającą po chłodnej szybie, powoli zataczała kółka na parapecie. Marszcząc z wysiłku brwi, próbowała wymyślić powód nienawiści kierowanej wobec niej. Nie umiejąc wymyślić niczego sensownego, powoli oparła czoło o zimną powierzchnię okna i zaczęła patrzeć w jeden punkt. Jeden malutki szczególik, który na zawsze pozostanie w jej pamięci. Para, stojąca w deszczu. Stojąca i jednocześnie całująca się w blasku latarni, otoczona milionami ciekłych kropelek. Tak patrząc na zakochanych ludzi, powzięła decyzję, że kiedyś też znajdzie swoją drugą połówkę, która będzie ją rozumiała i wspierała. Która nie będzie jej nienawidzić i będzie z nią za to jaka jest. Utrwalając sobie obraz pary w myślach, chwyciła szkicownik i z zapartym tchem zaczęła powoli ruszać ołówkiem. Zadowolona z efektów, wyrwała kartkę z zeszytu i przyczepiła ją nad łóżkiem.
- Już niedługo.......
Kapu kap......Kapu kap......Kapu kap